Historia skryta pod ziemią – Rabat

Wybierając się na Maltę z reguły chcemy jak najwięcej czasu spędzić na słońcu. Tymczasem warto sprawdzić co kryją podziemia.

                Rabat to nazwa miasta i jednostki administracyjnej znajdującej się w zachodniej części Malty. W rejonie tym mieszka 11-12 tys. osób. Pierwsi osadnicy pojawili się około 2000 lat temu. W dawnych wiekach znajdowała się tu rzymska miejscowość Melita.

Podziemne miasto

            Malta to kraj, którego klimat i geografia sprzyjają temu, aby jak najwięcej czasu spędzać na dworze i słońcu. Średnia roczna temperatura wynosi tu 19-20 stopni. Główne atrakcje Rabatu znajdują się jednak w chłodnych i zacienionych podziemiach.  Znajduje się tam bowiem duża sieć katakumb wraz z najpopularniejszymi katakumbami św. Pawła i św. Agaty. W czasach Rzymian używane były one do grzebania zmarłych. Prawo i rzymskie zwyczaje nie pozwalały bowiem na pochówek w obrębie miasta, uważając to za niehigieniczne.

            Szeroki kompleks do dziś kryje wiele zagadek.  Jak mogą sugerować niektóre źródła historyczne, ten podziemny świat raczej nie służył pierwszym chrześcijanom jako kryjówka przed prześladowaniami. Znajdowały się one bardzo blisko miejskich murów więc musiało być to powszechnie znane miejsce. Zatem, mimo najszczerszych chęci i umiejętności znikania w tłumie godnej bohaterów szpiegowskich filmów, trudno byłoby się tam schronić. Nie wiadomo ile w sumie kilometrów podziemnych korytarzy znajduje się na Malcie. Wiele z nich prawdopodobnie nie zostało jeszcze odkrytych. Czytałem kiedyś o świni, która przypadkiem wpadła do jednego z korytarzy, po czym wyszła w miejscu oddalonym o 4 kilometry. Nie wiadomo jednak ile w tym prawdy, a ile miejskich legend, plotek i opowiastek.

            Charakterystycznym elementem, który spotykam wędrując podziemiami jest tzw. stół agape, który lokowano w niektórych komnatach. Wykorzystywany był w dwóch sytuacjach. Pierwsza z nich to ceremonie pogrzebowe. Druga jest rzadziej spotykana. W dawnych czasach panował zwyczaj, że w rocznicach śmierci zmarłego, rodzina spotykała się na posiłku urządzonym przy takim stole, aby w ten sposób oddać cześć swojemu przodkowi.  U nas coś takiego może wydawać się niezrozumiałe. Gdy jednak pomyślę o skłonności Maltańczyków do urządzania imprez wszelakich, przestaje się temu dziwić.

            Grzebanie tych, którzy odeszli to główny, ale nie jedyny cel podziemnych komnat. Pogrzeby odbywały się do VIII wieku. Później wymyślono zupełnie inne zastosowanie. Służyły one jako przechowalnie wody, magazyny, spiżarnie, kaplice czy nawet zagrody dla zwierząt. Być może bogobojni wyspiarze wierzyli, że duchy przodków zapewnia opiekę nad doczesnymi dobrami? W czasie II wojny ludzie chronili się tutaj przed bombardowaniami. W labiryncie korytarzy i pomieszczeń ukryto także wiele zabytków cennych dla lokalnej kultury.

Katakumby świętego Katalda

            Po wizycie w Mdinie i odpoczynku w cieniu palm, ruszam ku kryptom Rabatu, które znajdują się o przysłowiowy rzut kamieniem. W popołudniowych godzinach robi się upalnie i idąc zatłoczonymi i gwarnymi ulicami miasta, wybieram tę stronę, która akurat znajduje się w cieniu śródziemnomorskich domostw. Kierując się oznaczeniami na mapie oraz wskazówkami z Google Maps, docieram do pierwszej nekropolii. Znajduje się w podziemiach niewielkiej i nie rzucającej się w oczy kaplicy św. Katalda. Wąskimi schodami prowadzącymi z kaplicy, ostrożnie schodzę w dół. Należy zachować ostrożność.

Powierzchnia nie jest zbyt równa i łatwo się potknąć. Zagrożenie może również nadejść z góry. W wielu miejscach sufity są dosyć niskie i nawet mimo swojego niewysokiego wzrostu muszę niekiedy uważać aby nie walnąć głową o strop. W pewnym momencie słyszę dość głośne uderzenie. To jednak nie żaden nieboszczyk chcący wydostać się z grobu, a jakiś Brytyjczyk, który zarył czołem o framugę w przejściu pomiędzy komnatami. Faktem jest, że trzeba trochę uważać.  Nikt chyba by przecież nie chciał zostać zamroczonym, stracić równowagę i obudzić się później na dnie ciemnego grobowca. Katakumby choć nieduże, sprawiają mroczne wrażenie, spotęgowane przez intensywny zapach wilgoci i duszną atmosferę. Zwiedzenie całości zajmuje mi zaledwie 20 minut. Zastanawiam się zatem, czy te słynne katakumby to wszystko co tu widziałem? Jeśli tak, to jest to mocno przereklamowane. Okazuje się jednak,  że trafiłem dopiero do katakumb wspomnianego św. Katalda. Te większe znajdowały się nieco dalej.

Katakumby świętego Pawła

            Z niewielkiego placu przy którym stoi kaplica, ruszam wąską uliczką ku wspomnianym Katakumbom św Pawła. Postawione blisko siebie budynki dają przyjemny cień. Widać, że oddalam się od centrum ruchu turystycznego. Domy zaczynają być podniszczone, a część z nich wygląda wręcz tak, jakby dawno nie było w ich wnętrzu żadnego człowieka. Zaparkowane po obu stronach drogi auta jeszcze bardziej potęgują wrażenie ciasnoty.

Po krótkim czasie docieram do bardziej obszernego miejsca. Po  lewej i prawej dostrzegam ogrodzenia, za którymi licznie rosną śródziemnomorskie drzewka. W pewnej chwili przy bramie dostrzegam napis Katakombi Ta San Pawl. To oznacza, ze dotarłem na miejsce. Jest to największy podziemny kompleks na Malcie. Historycy oceniają, że mogły powstać już w III wieku p.n.e. Swoją nazwę zawdzięczają jednej z maltańskich legend, która mówi o tym, że połączone są one nieodkrytym tunelem z grotą św. Pawła, która to z kolei znajduje się pod stojącym w centrum Rabatu kościele św. Pawła. Nie zwlekając, kupuję bilet i dziarsko ruszam ku wąskim korytarzom i grobowym komnatom. Już niemal na samym początku rzuca mi się w oczy szkieletor leżący w jednym z grobowców. Ciekawe kim był człowiek do którego należą te kości? Widok przykuwa uwagę, ale z szacunku do tej osoby powstrzymuje się od zrobienia zdjęcia. Ja na przykład nie chciałbym, żeby tysiące, a może i miliony osób robiły zdjęcia moim kościom, a potem wrzucano je na blogi, facebooki, instagramy i inne strony.

            Po całości chodzi się bardzo wygodnie. Podziemia są dobrze oświetlone, w wielu miejscach wyłożono metalowe podesty, aby wykluczyć ryzyko przewrotki na nierównym podłożu, a przy schodach zamontowano solidne poręcze. Przechodzi się tuż obok starodawnych grobowców. Część z nich została wydrążona w skałach. Inne z kolei przypominają kształtem wielkie koryta wypełnione ziemią. Na jednym z nich dostrzegam kilka niedużych kości. Ciężko jednak stwierdzić czy należały do człowieka, czy może jakiegoś zwierzęcia, które miało tu kryjówkę.

             Gdyby podczas zwiedzania ktoś odkrył u siebie tendencje do klaustrofobii, w kilku miejscach zamontowano czerwone przyciski, których wduszenie zaalarmuje obsługę obiektu. Jedyny mankament jaki zauważyłem to dostępność dla niepełnosprawnych. Na górze co prawda ścieżki są wyrównane i znajdziemy też wygodne podjazdy, ale wejścia do podziemi są właściwie pozbawione jakichkolwiek udogodnień  dla osób, które muszą poruszać się na wózku.

            Wychodzę na powierzchnię i udaje się na drugą stronę ulicy, gdzie kontynuuję zwiedzanie podziemnego miasta. We wschodnim skrzydle miałem do czynienia z jednym, wielkim, podziemnym kompleksem. W zachodnim skrzydle całość podzielona jest na wiele mniejszych części. To sprawia, że co chwila trzeba wychodzić na powierzchnie, by wejść do innej części. Bywa to nieco nużące i część katakumb zwyczajnie sobie odpuszczam. Pod koniec pozwalam sobie na nieco upiorny żarcik. Z pewnego oddalenia dostrzegam parę, która schodzi do jednej z krypt. Czekam chwilę, aż wejdą do środka i upewniam się, czy mnie nie widzieli. Wtedy schodzę kilka stopni w dół i śmieje się naśladując głos bohaterów filmów grozy. Głos rozlega się echem po komnacie, a ja szybko wracam na górę.

            Zwiedzenie całości zajmuje mi około 2 godzin. Myślę sobie o ludziach, którzy kiedyś tu mieszkali i o tym, ze nasz czas na tym świecie jest ograniczony więc warto go dobrze wykorzystać. Chociażby na odwiedzenie ciekawych miejsc takich jak Malta. Z taką refleksja wracam do centrum Rabatu.

            Archipelag maltański to punkt na mapie świata gdzie na przestrzeni tysiącleci pojawiały się i znikały różne kultury. Podziemia skrywają tu zapewne jeszcze wiele tajemnic. Jedną z nich jest odkrycie w latach 70- tych wydłużonych czaszek, znalezionych w hypogeum, czyli podziemnej świątyni i nekropolii. Jakiś czas były wystawione w jednym z muzeów, ale 1985 roku podjęto decyzje o wycofaniu z ekspozycji. Później były jedynie rzadko udostępniane do badań. Oczywiście pojawili się fantaści, którzy stwierdzili, że to czaszki kosmitów lub krzyżówek ludzi z kosmitami. Bardziej prawdopodobna jest wersja o nieznanej rasie człowieka, a najbardziej realna wersja mówi o celowym deformowaniu głowy. Była to praktyka stosowana w różnych rejonach świata, co potwierdzają badania archeologiczne.

Parruccan

            Docieram do placu znajdującego się w centrum. To dobry moment na odpoczynek. Podchodzę do niewielkiej, ulicznej cukierni u nazwie Parruccan. Pracuje w niej ubrany w białą koszulkę, sympatyczny pan około pięćdziesiątki. Jest solidnie zbudowany, ale nie przypakowany. Można powiedzieć, że jego postura jest adekwatna do gigantycznej liczby słodyczy wystawionych na półkach. Kupuję coś w rodzaju maltańskiego pączka. Jest bardzo dobry i słodki, ale nie zamula człowieka jak wiele sklepowych słodyczy i daje kopa energii na dalsze godziny. Sprzedawca musi być wierzącym człowiekiem. Nad drzwiami dostrzegam niewielką figurkę Matki Bożej, a na murze nad sklepikiem widzę płaskorzeźbę przedstawiającą monstrancję z Najświętszym Sakramentem. Chwilę rozmawiamy. Dostrzegam również wiszący w jego sklepiku obraz „Jezu, ufam Tobie”. Dostał go na pamiątkę od Polaków, którzy niegdyś robili u niego zakupy. Co ciekawe, ten pochodzący z Polski, świątobliwy obraz, jest na Malcie dość popularny i widziałem go również w innych miejscach na wyspie, oczywiście z napisami i modlitwami w języku maltańskim.

Drzwi zamknięte

            Siedzę na niedużym skwerze i wcinam maltańskie słodycze. Obok zatrzymała się grupa młodych Rosjan, którzy wzajemnie w żartobliwy sposób sobie dokuczają. Dalej, pod ciągiem kolumn siedzą panowie w średnim i starszym wieku, którzy jak wszędzie na świecie, coś tam popijając i popalając papierosy, dyskutują zapewne o polityce, o tym jak ulepszyć świat i co słychać u ich wspólnych znajomych. Życie toczy się leniwym tempem. Po przeciwnej stronie placu usytuowano kościół św. Pawła, patrona Malty. Świątynia dobrze wkomponowuje się w architekturę i nie dominuje nachalnie nad okolicą. Postanawiam zajrzeć do środka i podchodzę do dużych, drewnianych wrót. Tu spotyka mnie rozczarowanie. Kościół, z nie do końca dla mnie jasnych przyczyn, pozostaje zamknięty. Tak samo jak i wiele innych, które mijałem podczas mojego pobytu na wyspach. Myślę, że może wejście znajduje się z innej strony. Obchodzę jednak całość na około i nie widzę otwartej nawet najmniejszej furteczki. Szkoda, bo właśnie pod tym barokowym kościołem znajduje się grota świętego Pawła. Według podań to właśnie tam słynny ambasador chrystusowej nauki miał spotykać się z Maltańczykami, by chroniąc się przed upalnym słońcem, opowiadać o ewangelicznej nauce.

            Kościół, grota i katakumby to ważne symbole kultury dla mieszkańców tego niewielkiego państewka. Świadczą o bogatej historii i kulturze oraz barwnych dziejach sięgających wiele wieków wstecz. Podziwianie zabytków z minionych wieków oraz zwiedzanie starożytnych katakumb skłania również do małej refleksji. Różne kultury i cywilizacje, nawet te wspaniałe, zmieniają się i przemijają. Także życie każdego człowieka ulega przemianom i jego pobyt w tej rzeczywistości nie jest nieograniczony czasowo. Być może Rabat, który podziwiam współcześnie, za kilkaset lat będzie takim samym świadkiem dawnych dziejów jak oglądane przeze mnie zabytki? Czasy Rzymian, pierwszych chrześcijan, Kawalerów Maltańskich to już historia. Trzeba zatem skupić się na tym co jest tu i teraz, by jak najlepiej wykorzystać upływający czas.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

https://moimrytmem.pl/newsletter/