Kierunek Nordschleife – wyprawa na Nurburgring

Do mojej świadomości dociera wspaniała myśl, mówiąca, że ja naprawdę tutaj jestem! Podjeżdżam do szlabanu i przykładam bilet do czytnika. Szlaban się otwiera wiec niezwłocznie przyspieszam i po krótkiej chwili wskazówka na liczniku wyraźnie przekracza 100km/h.

Góry Eiffel to pasmo wzniesień położone na terenie zachodnich Niemiec, Belgii i Luksemburgu. Nie jest ono zbyt imponujące, wysokości tutejszych szczytów rzadko przekraczają 600 m n.p.m. Rejon ten ze względu na piękne krajobrazy, duże tereny leśne oraz niską gęstość zaludnienia co roku przyciąga turystów z całej Europy. By dotrzeć tam z Polski, trzeba być przygotowanym na pokonanie trasy liczącej 700 – 1100 kilometrów i przeznaczyć na podróż cały dzień, jeśli naszym środkiem transportu będzie samochód. Na szczęście do celu niemal cały czas wiodą znakomite, niemieckie autostrady.

Choć wielu ludzi przybywa tu, aby odpocząć blisko natury lub zająć się rozmaitymi formami aktywnej turystyki, sporo osób wybiera się tam ze względu na tor wyścigowy Nurburgring. Na ten samochodowy kompleks składa się 5 kilometrowa pętla, która regularnie gości wyścigi Formuły 1 oraz Północna Pętla czyli Nordschleife – 20 kilometrowa, kręta, górska trasa, niezwykle wymagająca nawet dla najbardziej doświadczonych sportowców. Malowniczo położona i wijąca się poprzez okoliczne lasy trasa Północnej Pętli powstała w roku 1927. Otacza ona małe miasteczko Nurburg oraz znajdujący się na wysokim wzniesieniu średniowieczny zamek. Kierowcy mają do pokonania tutaj kilkadziesiąt zakrętów i przewyższenia o sumie około 600 metrów. Wiele zakrętów jest „ślepych”. Oznacza to, że wjeżdżając w nie, nie widzimy co znajduje się na ich końcu. Wiele punktów tego toru jest bardzo zdradliwych, wyrzucając poza trasę tych, którzy przeceniają swoje umiejętności. To właśnie tu odbywa się wiele prestiżowych zawodów, a także przeprowadzane są testy i próby bicia rekordu okrążenia. Sukces w tym miejscu oznacza rozgłos w całym motoryzacyjnym świecie. W całej historii istnienia obiektu zginęło tu około 200 osób. Sam Niki Lauda w 1976 roku ledwo uszedł z życiem po wypadku, gdy po uderzeniu w barierki jego samochód stał się kulą ognia. Ze względu na skalę trudności były kierowca Formuły 1, Jackie Stewart, nazwał tor Zielonym Piekłem, a przydomek ten używany jest do dziś. Nie zmienia to jednak faktu, że zarówno dla zawodowych kierowców wyścigowych jak i dla amatorów szybkiej jazdy, jest to miejsce kultowe, motoryzacyjny Mount Everest.

2

Pomysł, aby samemu zmierzyć się z tą trasą pojawił się już kilka lat temu. Ponieważ jest to jednak nie byle jakie przedsięwzięcie, dłuższy czas odkładałem decyzję o podjęciu wyzwania. Przyczyn było kilka. Wysokie koszty podróży, konieczność pokonania dalekiej i nieznanej drogi, obawa o to czy wytrzymam trudy wyczynowej jazdy oraz czy podoła im mój samochód, a także strach przed wysokimi karami finansowymi w przypadku spowodowania kraksy na Nurburgringu. Pamiętam pewien zimowy poranek kiedy to padł rozrusznik skutecznie unieruchamiając auto. Myślałem wtedy, że plan trzeba odłożyć gdzieś na kolejne lata. Na przełomie 2014 i 2015 roku podjąłem jednak odważną decyzję o wyprawie. Choć później znów miałem pewne wątpliwości dotyczące tego czy auto podoła obciążeniom długiej podróży i ostrej jazdy, oraz czy przedsięwzięcie nie jest zbyt dużym ryzykiem, ostatecznie w upalny, sierpniowy dzień, niemieckimi autostradami pomknąłem na spotkanie z przygodą. Wcześniej odpowiednio się przygotowałem. Zakup konsoli do gier wideo, symulatora wyścigowego i kierownicy byłby tu chyba pewną przesadą. Sporo jednak czytałem na temat toru i zapoznawałem się z relacjami tych, którzy już tam jeździli. Ponadto bardzo często, gdy większość ludzi już kładła się spać, ja siedziałem oglądając w internecie filmiki z przejazdów przez Nordschleife, starając się zapamiętać charakterystyczne elementy i konfigurację trasy. Przyznam, że okazało się to niezwykle pomocne.

Być może byli i są tacy, którzy w przekonaniu o swojej wiedzy i kompetencjach z pobłażaniem patrzą na mój środek transportu. Być może niektórzy uważają mnie za niedzielnego kierowcę choćby ze względu na to, że jestem osobą, która nie musi jeździć na co dzień, w zimie jeśli jechać nie musi to jazdy unika uważając, że szkoda samochodu i która ma sporo do osiągnięcia granicy 30 lat. Jednakże ten niedzielny kierowca, późnym popołudniem jednego z pierwszych dni sierpnia, swoim starym gratem dotarł do hotelu Wilhelmshoehe znajdującego się nieopodal Nurburgu. Hotel położony jest w spokojnej, wiejskiej okolicy. Cisza i wszechobecna zieleń działają relaksująco na zmęczonych podróżnych.

1

Wystrój wnętrza jak i znajdujący się tuż obok ogród mają typowo angielski charakter. Później w rozmowie z właścicielką, która jest bardzo serdeczną i chętną do pomocy osobą, okazuje się, że jest Angielką, która na stałe mieszka w Niemczech. To tłumaczy jej typowo brytyjski akcent, na który zwróciłem uwagę tuż po przyjeździe. W hotelowym garażu zostawiam auto, a jakiś czas później posilam się znakomitą, domowej roboty obiadokolacją. Wieczór poświęcam na odpoczynek wiedząc, że jutro czeka mnie intensywny dzień.

Krótko po śniadaniu idę do samochodu. Sprawdzam poziom płynów, odpalam silnik i ciągnącymi się przez pagórkowatą okolicę drogami ruszam w kierunku miejscowości Nurburg. Po jakichś dwudziestu minutach jestem na miejscu i zostawiam swoją maszynę na niewielkim parkingu znajdującym się przy lokalnym kościele.

4
3

Po okolicy niesie się dźwięk silników Porsche 911. Tego dnia od rana ma tu miejsce jakiś zlot właścicieli aut tej niemieckiej marki. Dla reszty osób bramy toru otwierają się dopiero o 17, więc mam niemal cały dzień na spokojne zwiedzanie. Pogoda jest rześka, ale już za kilka godzin będzie tu około 30 stopni ciepła. Niespiesznym krokiem ruszam ku górującemu nad miasteczkiem zamkowi. Idąc tam co chwila oglądam się na przejeżdżające lub zaparkowane sportowe i zabytkowe automobile. Moją uwagę zwracają wyścigówki, które można wynająć w celu jazdy po tutejszym autodromie. Jest to warta uwagi możliwość. Taki wynajem to jednak kosztowna sprawa zaczynająca się od kilkuset złotych. Przedtem należałoby pomyśleć także o wykupieniu dodatkowego ubezpieczenia od wyrządzonych szkód. Dlaczego? Otóż w zależności od skali uszkodzeń gdyby takie się zdarzyły, oraz klasy samochodu, przyszłoby nam zapłacić od kilku tysięcy do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych w przypadku tych najszybszych. Moją szczególna uwagę zwracają zmodyfikowane specjalnie do wyczynowej jazdy BMW M3 i Chevrolet Corvette.

5

Bezpieczna i szybka jazda tą dwójką wymaga nieprzeciętnych umiejętności. Może kiedyś… Ci, których na to stać mogą również wykupić jazdę z profesjonalnym kierowcą lub instruktorem, którego fachowe porady pomogą w uzyskaniu jak najlepszego czasu na Północnej Pętli.

Po krótkiej wspinaczce na utworzone ze skał bazaltowych wzgórze docieram do górującego nad okolicą Zamku Nurburg. Za niewielką opłatą jest on dostępny dla zwiedzających. Ponieważ poza sportem samochodowym też istnieje życie, decyduje się na zwiedzenie tego historycznego obiektu. Niestety nie mogę zobaczyć całości, ponieważ trwają prace remontowe. Wybudowany został w roku 1166 i na przestrzeni wieków należał do różnych bogatych właścicieli ziemskich, Kościoła czy wojska. Wchodzę pomiędzy grube i dające przyjemny chłód mury. Gdyby mogły mówić, z pewnością opowiedziałyby wiele intrygujących historii. Dziś pomiędzy nimi słychać szum wiatru oraz echo dźwięku potężnych silników pędzących po torze aut. Po krętych niczym w latarni morskiej schodach wchodzę na wysoką wieżę. Rozpościera się stamtąd fantastyczny widok na okoliczne wzgórza i miasteczko. Gdy z góry przyglądam się ulicom, co chwilę widzę jakiś piękny samochód sunący leniwym tempem. Choć panorama jest niesamowita, prędko schodzę na dół kiedy zauważam, że wokół mnie lata spora liczba szerszeni.

7
8

Ruszam ku przeciwnej stronie miasteczka. Opuszczam senną dzielnicę jednorodzinnych domków, a udaje się ku kompleksowi budynków wchodzących w skład infrastruktury sportowego obiektu. Swoje kroki kieruję ku miejscu zwanemu Ringwerk. Można je określić jako muzeum motoryzacji oraz historii toru Nurburgring. Wcześniej jednak wchodzę do sklepu z pamiątkami. Od ilości sprzedawanych tu artykułów niejednemu może zakręcić się w głowie. Odzież, breloczki, kubki, modele samochodów, a nawet toster robiący na kromce chleba znaczek toru. Ja kupuję pamiątkową koszulkę oraz kultową naklejkę na samochód, przedstawiającą Nurburgring. Postanawiam jednak przykleić ją dopiero po ukończeniu swojego przejazdu. Inaczej przypominałoby to trochę odebranie medalu jeszcze przed ukończeniem zawodów.

W Ringwerku podziwiam wystawione tam wyścigówki pochodzące z różnych dziesięcioleci. Na jednej z nich wciąż widać ślady stoczonych na drodze pojedynków. Wśród stojących tam maszyn trudno wskazać tę najwspanialszą. Automobil Schumachera, którym ścigał się przed rozpoczęciem startów w Formule 1, oraz auto Miki Hakkinena to tylko dwa spośród wielu prezentowanych tam bolidów. Próbuję także swoich sił na symulatorach Formuły 1 oraz wyścigowych ciężarówek. Na pierwszym z nich osiągam rezultat, który w realnym świecie można byłoby uznać za całkiem niezły. Na drugim ścigam się z innymi osobami, głównie Niemcami. Mimo, że często wykonują oni nieczyste manewry, udaje mi się zająć pierwsze miejsce w wyścigu!

12
9
10
11

Godzina wjazdu na tor staje się coraz bliższa. Ponieważ niezbyt dobrze znam układ tutejszych dróg, szukam mapy, aby dowiedzieć się którędy dojechać do bramy wjazdowej. Mapy nie znajduję, więc zmuszony jestem użyć bardziej tradycyjnej metody jaką jest prośba o pomoc. Udziela mi jej pracująca w Ringwerku sympatyczna dziewczyna. Po angielsku i w klarowny sposób objaśnia mi drogę. To, że później i tak się pogubiłem, to już inna sprawa.

Zjadłszy obiad, wsiadam do samochodu i ruszam w kierunku oddalonych o jakieś 2-3 kilometry bram wjazdowych. Odczuwam lekki strach, a raczej respekt przed tym co niebawem mnie czeka, ale to dobrze. Taki drobny strach przypomina nam o naszych ograniczeniach i zapobiega narażaniu się na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Po krótkich poszukiwaniach docieram na parking znajdujący się tuż obok bram. Jest gorące popołudnie, więc zatrzymuje się w cieniu rozłożystego drzewa. To nie spodobało się pewnemu gburowatemu Niemcowi o kwadratowej głowie. Według niego zaparkowałem zbyt blisko jego zabytkowej Alfy Romeo. Nie zamierzam ulegać jego biadoleniu, a dyskusję ucinam stwierdzeniem, że jeśli będzie chciał wyjechać, to zrobię mu miejsce, aby ten manewr mógł spokojnie wykonać. W sierpniowym słońcu stał cały wachlarz rozmaitych samochodów. Od Forda Fiesty, poprzez najróżniejsze wersje BMW z rozmaitymi przeróbkami, do Subaru Imprezy czy Porsche 911. Krótko przed 17 wszyscy, jak na jakiś sygnał, odpalają silniki i pomału, w rządku, ruszają w stronę toru. Pogoda jest taka o jakiej marzyłem. Przed siebie uprzejmie wpuszczam kilka innych samochodów w tym nowego VW Golfa VII w pięknym, błękitnym kolorze. Do mojej świadomości dociera wspaniała myśl, mówiąca, że ja naprawdę tutaj jestem!

13

Podjeżdżam do szlabanu i przykładam bilet do czytnika. Szlaban się otwiera wiec niezwłocznie przyspieszam i po krótkiej chwili wskazówka na liczniku wyraźnie przekracza 100km/h. Po długiej prostej na początku okrążenia ostro dohamowuje do pierwszej serii zakrętów. Staram się pokonywać je w typowo wyścigowy sposób czyli wjeżdżając w nie od zewnątrz i jak najkrótszą linią kierując się ku wyjściu z zakrętu, tak jak można obserwować to na wyścigach F1.

14

Nie bawiłem się jednak w agresywne ścinanie zakrętów wiedząc, że nie znam na pamięć całych 20 kilometrów i widząc, że czerwono-białe krawędzie trasy w większości miejsc są wyboiste. Tu muszę zaznaczyć, ze bardzo pomocne okazało się oglądanie w internecie nagranych przejazdów. Gdy w końcu ja sam wjechałem na Nordschleife, wiedziałem czego mniej więcej mogę za moment się spodziewać, a to dodawało zdrowej pewności siebie tak ważnej podczas wyczynowej jazdy. Nie nastawiłem się także na zrobienie okrążenia w jak najkrótszym czasie. Nie znaczy to, że jechałem ślamazarnie, ale bardziej wolałem skoncentrować się na bezpieczeństwie niż urywaniu sekund, ponieważ to właśnie wtedy łatwo o błąd, którego skutkiem będzie bliższe zapoznanie się z barierką. To tak jak w maratonie, mając świadomość własnych możliwości (tu wyznaczonych poprzez moje umiejętności i osiągi samochodu) trzeba po prostu przemieszczać się swoim tempem nie przejmując się, że ktoś nas wyprzedza.

B

Wychodzę na długą prostą idącą lekko ku górze i kończąca się wiaduktem za którym zaczyna się lekki, prawy łuk. Przejeżdżając przez wiadukt wyraźnie czuje siłę chcącą wypchnąć auto do góry, a potem dociążającą je do asfaltu. Na tym torze zawieszenie przez cały czas zmuszone jest do wytężonej pracy. Chwilę później przejeżdżam przez lekki zakręt w lewo, z którego prawej strony rośnie piękny iglasty las. Choć przyznać muszę, że lekki wydawał się on na filmikach. Na żywo, jadąc z dużą prędkością zdawał się zaskakująco ciasny. Mocno przyhamowuję do ostrego prawego skrętu zwanego Aremberg. Choć uważa się go za jeden z bardziej niebezpiecznych fragmentów, mnie udaje się go pokonać bez najmniejszych problemów. Kawałek dalej kolejna seria zakrętów – Adenauer Forst. Tutaj wielu kierowców wypada z trasy w wyniku zbyt późnego hamowania. Ja wprawdzie pobocza nie zaliczam, ale czuję, że działają tu na samochód duże przeciążenia. Jadę dalej przepuszczając co jakiś czas szybciej jadące samochody. Choć nie jest to obowiązkowe, ustąpienie drogi szybszym od siebie to tutaj zwyczajna, ludzka uprzejmość. Trzeba też uważać na cwaniaczków w stuningowanych BMW i Golfach. Zjeżdżając lekko w dół mijam wysoką wieżę telekomunikacyjną. Nieopodal znajdowała się najwyżej położona sekcja trasy nazwana Bergwerk. Potrafi wymęczyć nawet mocne silniki, a to ze względu na podjazd o nachyleniu około 10%. Po wymagającej „wspinaczce” ostro ruszam szybkim fragmentem toru wiodącym przez gęsty las porastający znajdujące się po obu stronach wzgórza. Jest tak jak w mocniejszych odmianach muzyki elektronicznej – głośno, szybko i dynamicznie. Może to nie przypadek, że bardzo lubię tego rodzaju muzykę jak i sport samochodowy?

15

Przed sobą dostrzegam ostry zakręt. To słynna Karuzela, prawdopodobnie najsłynniejszy zakręt na Nurburgringu. To ciasny, wyraźnie nachylony do wewnątrz nawrót w lewo, wyłożony po wewnętrznej stronie starymi, betonowymi płytami. Jadąc po nich, samochodem mocno trzęsie, ale ja i tak jestem zachwycony. Mojego entuzjazmu nie podziela siostra, która z lekko wystraszona twarzą podróżowała na siedzeniu pasażera. Spoglądam na rozstawione co kilometr tabliczki z liczbą przebytych kilometrów i widzę, że połowa okrążenia już za mną.

Mijam grupkę kilkudziesięciu widzów obserwujących przejazdy kierowców, a niedaleki kawałek dalej dostrzegam porządkowego machającego żółtą flagą oraz poprzedzającego mnie kierowcę, który daje mi sygnały ostrzegawcze światłami awaryjnymi. Przezornie zwalniam, a po prawej stronie dostrzegam Volkswagena, który po zderzeniu z barierką miał całkowicie rozbitą maskę. To chyba ten sam, któremu kilkanaście minut wcześniej udzieliłem pierwszeństwa na parkingu. Niestety tak nieraz kończy się przerost ambicji i zbytnie pokładanie ufności w możliwościach swoich i maszyny. Pokonując łagodny, prawy łuk, wjeżdżam na ostatnia prostą. Jeszcze raz mocno wciskam gaz, chcąc zakończyć jazdę mocnym akcentem, by po chwili wraz ze wszystkimi innymi miłośnikami mocnych wrażeń, grzecznie ustawić się w rządku przed bramką wyjazdową.

Gdy obroty silnika maleją, a emocje opadają, do mózgu dociera informacja jak wymagająca dla organizmu potrafi być sportowa jazda. Wydawać się może, że to nic trudnego, siedzi się wygodnie, przyśpiesza, hamuje, skręca, zmienia biegi i to w zasadzie tyle. To jednak niemały wysiłek tak dla ciała, jak i dla głowy. Wysilają się również maszyny. Poziom benzyny spada w olbrzymim tempie, a i po oponach widać, że solidnie pracowały. Na koniec stają się tak nagrzane, że wyraźnie czuję bijące od nich ciepło, przykleja się też do nich piach, trawa, żwir i drobne kamyki.

16

Przede mną długa droga do domu. Udaje się więc na kultową stację benzynową znajdującą się przy długiej prostej Dottinger Hohe. Odczuwam radość niczym po zdobyciu Mount Everestu i to chyba nie jest przesada. Przejazd przez Nurburgring jest dla automaniaka tym, czym dla wspinacza zdobycie ośmiotysięcznika, a dla biegacza długodystansowego przebiegnięcie maratonu. Nie żałuję podjęcia odważnej decyzji o tym, żeby tu przyjechać i mam silne wrażenie, że jeszcze nie raz ruszę w tym kierunku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

https://moimrytmem.pl/newsletter/