tatry krywań szlak

Narodowa góra Słowaków – Krywań

Krywań to góra obecna od dawna w kulturze i symbolach narodowych Słowaków. To także drugi najwyższy szczyt w Tatrach, na który można wejść szlakiem turystycznym. Oto opis wejścia i szlaku na Krywań

Położone na granicy Polski i Słowacji Tatry tworzą łańcuch górski o długości ponad 50 kilometrów. Krywań, szczyt o wysokości 2495 m. n.p.m. to jeden z najwyższych wierzchołków tego pasma. Nazwa wzięła się od widocznego z daleka, krzywego wierzchołka. Do dziś wśród starszych górali można spotkać się z wymową Krzywań. Do 1793 roku był uznawany za najwyższą górę w Tatrach. Nieco wcześniej miały mieć miejsce pierwsze wejścia, a dokonały ich osoby pracujące w kopalniach działających na zboczach góry.

Deszczowy poranek

            Gdy budzę się rano w dzień, na który mam zaplanowaną wyprawę, za oknem widzę spadające krople deszczu. Górskie wierzchołki są szczelnie zakryte grubą warstwą chmur. Postanawiam trochę zaczekać na poprawę pogody. Przy obecnej aurze trip na wysokość powyżej 2tys. metrów nie będzie dobrym pomysłem. Za oknem jednak nic się nie zmienia. Mimo to wsiadam do samochodu i ruszam na słowacką stronę. Jeśli warunki się poprawią, ruszę do góry. Jeśli nie, wybiorę szlaki w niższych partiach.

            Jadę krętymi, wijącymi się jak serpentyna, słowackimi drogami. Deszcz przybiera na sile, a w pewnym momencie muszę ustawić tempo wycieraczek na najwyższy poziom. Gdy nawierzchnia jest sucha, a droga pusta, lubię pojechać bardziej dynamicznie. Teraz jednak nie ma o tym mowy. Z dużym prawdopodobieństwem zakładam, że wejście na Krywań dzisiaj się nie uda. Tymczasem w miarę jak zbliżam się do celu, chmury stają się coraz rzadsze, aż w końcu pokazuje się niebo i mocno świecące słońce. Gdy zatrzymuje się na parkingu w miejscowości Tri Studnicki, aura jest idealna. Tak jakby natura sprawdzała, czy dopóki będzie cień szansy, spróbuję ją wykorzystać.

Pierwszy etap

Odpinam nogawki od spodni, a kurtka wędruje do plecaka. Jest już przed godziną 11. To dosyć późno jak na wyjście w wysokie góry. Obliczam jednak, ze jeśli będę pilnował tempa zgodnego ze wskazaniami na szlaku, nie powinienem mieć problemu by zdążyć przed zmrokiem. Na parkingu spotykam parę z Polski. Przez chwilę idziemy wspólnie. Mam jednak mocniejsze tempo więc, życzę im powodzenia i ruszam własnym rytmem. Przede mną 1400 metrów przewyższenia. Jeśli chodzi o góry, na które w Tatrach wiedzie znakowany szlak, mój dzisiejszy cel ustępuje tylko Rysom.

Pierwszy etap trasy to wąska, kamienista, poprzecinana korzeniami ścieżka idąca zakosami przez las. Co jakiś czas muszę lawirować pomiędzy krzakami rosnącymi po obu stronach. Droga dość żwawo pnie się do góry, a to w połączeniu ze słońcem sprawia, ze robi się bardzo ciepło. Początkowy etap nie jest zatem zbyt komfortowy. Dość często mijam osoby, które już schodziły w dół. Czy to oznacza, że wyruszyłem karygodnie późno? Albo czy trasę pod górę przemierzali oni w deszczu, który padał ledwie przed godziną?

krywań opis szlaku las

Rozmowy na szlaku

Szybko nabieram wysokości. Wkrótce drzewa się przerzedzają i wchodzę w wyższe piętra roślinne. Zaczynają pojawiać się rozległe i inspirujące panoramy obejmujące słowackie równiny oraz Niżne Tatry. Szlak zaczyna biec pomiędzy kosodrzewiną. Widoki zaczynają robić coraz większe wrażenie i zatrzymuje się tak po prostu, by sobie chwilę na nie popatrzeć.

krywań opis wejścia i szlaku

Po chwili zrównuje się ze mną jakiś biegacz. Przed słońcem chroni go biała, sportowa czapeczka, ma narzuconą specjalną kamizelkę z kieszonkami na jedzenie i napoje, krótkie spodnie oraz adidasy z agresywnym, przystosowanym do trudniejszego terenu bieżnikiem. Sam jestem biegaczem, więc chwilę rozmawiamy o sporcie oraz o tym jak górskie wędrówki oczyszczają umysł i pomagają dystansować się problemów, które zostają na nizinach, a które w rzeczywistości nie zasługują na większą uwagę. To właśnie takie miejsca pomagają odnaleźć prawdę o sobie, o świecie. Raczej nie pomoże w tym patrzenie w telewizor i życie życiem innych. Wymieniwszy się tego typu spostrzeżeniami, ruszamy dalej życząc sobie powodzenia na szlaku.

krywań opis wejścia

Stopniowo przestrzeń staje się coraz bardziej otwarta. Drogę tworzą tutaj głównie luźno porozrzucane, kamienne stopnie. To tak zwany Wielki Krywański Żleb. Przy odpowiedniej uwadze ich przejście nie stanowi większego problemu. Docieram do Rozdroża pod Krywaniem. Tu należy zdecydować, czy idziemy zielonym szlakiem w dół, czy wybieramy szlak niebieski, który doprowadzi nas na szczyt. Sprawdzam czas. Wszystko idzie zgodnie z planem. A nawet lepiej. Mam tempo trochę szybsze niż to, które podane było na drogowskazach.

Na grani

Teraz należy dostać się na grań. Tutaj jest kilka wariantów, więc na początku nieco się gubię. Podejście jest na tyle strome, że muszę pomagać sobie rękoma. W pewnym momencie docieram do momentu, w który nie wiem w jaki sposób dalej iść do góry. Wokół nie widzę ludzi, gdzieś zgubiłem również oznaczenia szlaku. Wycofuje się do ostatniego momentu, gdzie wiedziałem, którędy biegnie trasa. Co prawda niebieskie oznaczenia są, ale wymalowano je w dość dużych odległościach od siebie. Trzeba zatem być uważnym, aby nie zejść z trasy i nie wpakować się w miejsce, z którego może być trudno się wydostać. Przebieg szlaku również nie zawsze jest czytelny i oczywisty. Czasem zdarzają się wygodniejsze obejścia. To, ze ktoś przede mną idzie w taki sposób, nie oznacza zatem, że muszę koniecznie iść taką samą linią.

Na grani teren staje się bardziej łagodny. Po prawej stronie dostrzegam szereg imponujących szczytów Tatr Wysokich stojących tu niczym granitowi strażnicy. W pewnym momencie ścieżka odchodzi od grani i stromo zaczyna piąć się w górę. Pojawia się ekspozycja. Ten fragment oceniam jako najtrudniejszy technicznie. Tutaj często muszę używać również rąk i myśleć do przodu gdzie się chwycić i gdzie postawić nogę. Nie jest bardzo niebezpiecznie, ale w moim odczuciu nie trzeba tutaj wiele by popełnić groźny błąd i w niektórych miejscach pomocne okazałyby się łańcuchy. Trasę oceniam jako nieco trudniejszą niż wejście na Kozi Wierch od Doliny Pięciu Stawów.

Zachmurzony szczyt

Gdy zbliżam się do wierzchołka, dookoła zbierają się dość gęste chmury. Uniemożliwiają one ogarnięcie całej panoramy ciągnącej się ze szczytu. A ta jest całkiem spora. Dostrzec można Rysy, Gerlach, Orlą Perć czy Tatry Zachodnie. Siadam, daję sobie chwilę na mały posiłek oraz zrobienie kilku zdjęć. Chętnie posiedziałbym dłużej, ale jest już około godziny 15. Jeśli chcę być na dole zanim będzie ciemno, pomału trzeba ruszać. Poza tym gęstniejące chmury nie dają gwarancji stabilnej pogody, a nie chciałbym być na takiej wysokości w momencie kiedy skała będzie mokra.

Ostrożnie ruszam w dół. Czuję, że z nieba zaczynają spadać krople deszczu. Czyżby najgorsze obawy stawały się rzeczywistością. Sytuacja zaczyna komplikować się jeszcze bardziej. Szczyt otaczają gęste chmury ograniczające widoczność na kilkanaście metrów. W pewnym momencie zatrzymuje się, tracąc z oczu szlak. Rozglądam się za oznaczeniami. Bezskutecznie. Jeśli ruszę dalej, mogę znacznie oddalić się od właściwej drogi. Znalazłem się w trudnej sytuacji. Modlę się o to, aby otaczające mnie chmury odeszły tak, abym widział szlak i mógł bezpiecznie wrócić na dół. Być może to przypadek, a może nie, ale nie minęła minuta, a chmury się rozproszyły, wyszło słońce, a ja jak na dłoni widziałem cały, najniebezpieczniejszy fragment trasy. Widoki stają się niesamowite. Otaczają mnie masywne, białe obłoki, pomiędzy którymi przebijają się słoneczne promienie oraz błękit nieba. Czuje się dosłownie tak, jakbym frunął pomiędzy nimi. Tak jakbym był bohaterem fantastycznej baśni. Trochę już chodziłem po górach, ale tak fenomenalnych widoków jeszcze nie widziałem.

tatry krywań opis szlak chmury

Na dół w promieniach słońca

W pewnej chwili widzę zbliżającego się z naprzeciwka biegacza. Towarzyszy mu pies husky. Po żadnym z nich nie widać zmęczenia. Mają znakomite tempo. Zanim dotrę do parkingu, zdążą mnie jeszcze wyprzedzić. Słońce zbliża się do linii horyzontu. Najtrudniejszy fragment trasy mam już za sobą. Zatrzymuje się na kilka łyków picia. Dostrzegam parę, która chce zmierzać w kierunku szczytu. Do zachodu zostało około dwóch godzin. Dojście na górę i powrót do miejsca, w którym są aktualnie to mniej więcej dwie godziny marszu. Do tego trzeba doliczyć 1,5 – 2h drogi do miejscowości Tri Studnicki, gdzie zaczyna się szlak. Nie ma zatem opcji, aby zdążyli zejść na sam dół zanim zrobi się ciemno. Dziele się z nimi uwagą, że już trochę za późno, aby iść na szczyt. Widzę, że kobieta skłania się ku mojej opinii, ale jej facet ma inne zdanie, więc ruszają w górę. Nigdy nie podobała mi się taka postawa gdy panowie narzucają swoim koleżankom/dziewczynom/narzeczonym/partnerkom/żonom swoje ambicje, nie licząc się z ich siłami, emocjami czy sposobem patrzenia na daną sytuację. Ciekawe, jak zakończyła się ta sytuacja.

W promieniach zachodzącego słońca schodzę ku coraz niższym partiom. Mam satysfakcję, że rankiem tego dnia nie utraciłem do końca wiary, że wejście na górę jest mimo deszczowej i pochmurnej aury możliwe. Cieszę się również, że w górnych partiach szlaku nie wystraszyłem się ekspozycji i trudności technicznych. Czasami tak jest, że coś wydaje się nam niewykonalne. Jeśli jest jednak choćby minimalna możliwość, nie wolno się poddawać. Gdybym posłuchał obaw w mojej głowie mówiących, że szlak jest trudny, stromy i że może się coś stać, nie przeżyłbym pięknej , górskiej przygody. Z takimi myślami docieram na parking, wsiadam w samochód i ruszam w drogę powrotną podziwiając masywne szczyty niknące w mroku nocy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

https://moimrytmem.pl/newsletter/